Zakarpacki bogracz

Bogracz to zupa tradycyjnej kuchni zakarpackiej, rodzaj gulaszu. Z pewnością jest wiele przepisów tego dania. Każdy region Zakarpacia, każda miejscowość i nawet każda gospodyni ma swój przepis. Mnie nauczyła gotować bogracz moja dawna doktorantka Tatiana, która mieszka w pięknym miasteczku Tiaczewo na Zakarpaciu. Rożni się ten przepis m.in. tym, że nie dodaje się do bogracza wędzonych składników, jak np. wędzony boczek i kiełbaski, jak jest to w innych przepisach.

Czytaj dalejZakarpacki bogracz

Pilaw z czochem

Tak, tak, Bobek (RM) zachęcił. Zachęcił, bo wczoraj na food network odwalał koło Ałmaty taką manianę, że zachciało mi się zrobić i zjeść. Ale zrobiony porządnie! Co? Ano niezwykle kosmopolityczną potrawę Azji, Wchodu – pilaw, pilau, polou, плов, пилав. To jak z rosołem, jak smakuje, zależy od szerokości geograficznej i co tam gosposia daje w drobiazgach, co ma w jurcie, w chacie, w domu?

Czytaj dalejPilaw z czochem

Kuryłowicz o śmierci Jezusa

Żydzi chcieli skazać Jezusa, bo im przeszkadzał. Zaczynał walczyć z ówczesną władzą. Przecież wszedł do świątyni i rozgonił stragany, bo po pierwsze nie wolno był handlować w świątyni. A po drugie, kupcy posługiwali się monetami z wizerunkiem cesarza. W dodatku Jezus zapowiedział, że zburzy im świątynię. Czyli zaprowadzi nowy ład. I tu podpadł Żydom na … Czytaj dalej Kuryłowicz o śmierci Jezusa

Wolałabym w moim wiśniowym sadziku

Myślę o niej od jakiegoś czasu bardzo konkretnie, oswajam, jak tylko się da oswoić. Najgorzej jest nie ze swoją śmiercią, ale mojego ukochanka, człowieka który jest mi ogromnie bliski. Bez Niego życie straci barwy, tak bardzo. Mimo krótkiego naszego “MY” (zaledwie 14 lat) spletliśmy się ciasno. Lubimy się, a to równie ważne jak “kochamy”. Czasem nawet ważniejsze.

Czytaj dalejWolałabym w moim wiśniowym sadziku

Całun lubelski

Kiedy kilka ładnych lat temu po raz pierwszy stanąłem przed otwartą trumną biskupa Andrzeja, który przed wiekami miał zwieźć do lubelskiego klasztoru O.O. Dominikanów relikwie Krzyża Świętego, potem zuchwale chciał je podzielić i część do Krakowa wywieźć – wyobraziłem sobie, jak potajemnie wyjmuje święte drzewo z relikwiarza i uderza w nie dłutem. Po wyjściu z krypty myśl o podłużnej rysie na krzyżowym drzewie stała się moją obsesją, jaką bywa czasem zobaczona raz w tłumie kobieta. Wielokrotne rozmowy z klasztornymi braćmi, wspominającymi skradzione w 1991 r. relikwie tylko wzmocniły obraz. Pęknięty krzyż pojawiał się w moich snach, ale nic nie wróżyło tego niesamowitego dnia, kiedy na własne oczy zobaczyłem, jak wyglądało święte drzewo, przez wieki schowane w relikwiarzu….

Czytaj dalejCałun lubelski

Oddech od ś-wiruska

No, lubię żeby przepisy/potrawy które wszak powstawały na świecie jednak zachowały swój “trzon”. Kiedyś spisałam ponad 13 rosołów ze świata, są takie różne! Ale trzon zawsze pozostaje – woda, warzywa, białko zwierzęce.  Toczyłam swary z Piotrkiem Bikontem o rosole, – dawać liść i ziele czy nie?! On, że tak! Ja że w żadnym wypadku!  Fajnie było!

Pamiętam też jak zjadłam u babci zacierkę. Najbiedniejszą – woda, ziemniaki, skwarki i zacierki właśnie – sól i pieprz. O, matko jaka pycha! Sąsiadka, młoda i sprytna też wzięła przepis ale wróciła do babci, że jej nie wyszło. Zrobiła wywar z kurczaka na włoszczyźnie i to już było zupełnie nie to. – Zrobiłaś, dziecko, jarzynówkę na kurczaku z zacierkami – powiedziała babcia.  A do mnie dodała – To jakby śląską wodzionkę machnąć na rosole…

 

Podobną bieda zupkę – zalewajkę, mama robiła na ziemniaczkach, skwarkach, liściu i zalewała zakwasem żytnim. Sól, pieprz, czasem suszony grzyb. KONIEC!

Wszelkie inne dodatki: bekon wędzony, kiełbasa itp, to już nie jest ta biedna zalewajka. To już żurek. Zresztą na przednówku żur też jadano biedny, na samej wodzie, gdy bieda docisnęła. Pamiętam nasz wypad ze Starszakami do Chorwacji, (później to samo przeżyłam, we Włoszech, w Toskanii). Urwałam podczas spaceru liść z wielkiego drzewokrzewu laurowego, zmięłam i powąchałam. Ale mnie trzepnęło! Poczułam smak niemal, ale zapach to już z pewnością mamowej zalewajki. Ach!

Młodzieży warto wyjaśniać czym był przednówek, bieda i prawdziwy głód.  Może ta świadomość nie daje mi pola do zachwytu do “zabaw jedzeniem”, kuchni molekularnych i tych tam amouse bouche, wielgachnych talerzy z kupka czegoś “przegryzek/przekąsek od których tylko dupa rośnie.
Zalewajka na grzybku?  Hmmm może niedługo? Grzybów suszonych mam masę!
Może teraz, w TE święta, zamiast żurku?

 
Małgorzata Kalicińska

(Zdjęcie Ola Załęczny)