Wolałabym w moim wiśniowym sadziku

Myślę o niej od jakiegoś czasu bardzo konkretnie, oswajam, jak tylko się da oswoić. Najgorzej jest nie ze swoją śmiercią, ale mojego ukochanka, człowieka który jest mi ogromnie bliski. Bez Niego życie straci barwy, tak bardzo. Mimo krótkiego naszego “MY” (zaledwie 14 lat) spletliśmy się ciasno. Lubimy się, a to równie ważne jak “kochamy”. Czasem nawet ważniejsze.


Od jakiegoś czasu śmierć staje się mocniej widoczna jako majaczący i coraz wyraźniejszy napis przed nami: META, STOP, The END czy jak tam sobie ją obłaskawimy. Kiedyś, za młodu oczywiście byliśmy świadomi jej nadejścia, ale dość teoretycznie, dopóki nie zabrała kogoś bliskiego, np starych rodziców. (Wypadki i śmierci nagłe to inna inszość). Teraz my jesteśmy na ich miejscu i tę myśl warto oswajać.
O tyle jednak jest ona do oswojenia, gdy zbliżający się kres sygnalizuje, słabniemy, marnieje ciało, umysł…
Mój wuj 96 powiedział do mojego byłego męża:
– Wiesz, Maciek, umarłbym już.
– Ależ wuju…
– Daj spokój, daj spokój. Nudno mi. Wszyscy poumierali, sam jestem, i świata już nie rozumiem i nawet się nie staram, stał mi się kompletnie obcy, obojętny. Nudno mi tu. Umarłbym.
Nazywam to “stanem gotowości”.
Nie mamy go jeszcze, stąd bunt. Mamy zaledwie 64 i 70, właściwie pełnię jeszcze sił intelektualnych i cielesnych (zwłaszcza Pan Inżynier) na 3/4 gwizdka! Zasadziłam ostatnio 5 drzewek wiśniowych! Nie skończyłam książki, mamy plany! I co, tak hop siup, zejść na zarazę?!
Jakoś nie… Co do pochówki Łukasz Łuczaj ma rację TOTALNĄ, a napisał na swojej stronie tak:

A gdybym to ja chciał umrzeć? Chciałbym być pochowany na własnej ziemi, pod dębem. Ale oczywiście na to zasrany rząd nie pozwoli. Bo żyję w durnym skostniałym biurokratycznym kraju. Do czego to doszliśmy, że człowiek nie może leżeć w mogile we własnym lesie. Bo wszystko trzeba oficjalnie zutylizować. Chciałbym, aby po mojej śmierci moi bliscy opiekowali się drzewami, które zasadziłem. Zrobiłem ich mapę w GPS żeby im było łatwiej je odnaleźć. Żeby w lesie chronili dęby, klony i dzikie czereśnie – trzy moje najbardziej ulubione drzewa. Żeby na moją pamiątkę w marcu rozsadzali moje ukochane śnieżyce wiosenne na dalsze miejsca w ogrodzie. Reszta została w postaci tego co napisałem i córek, którym dałem życie.

Każdy powinien się zastanowić, czy zrobił wszystko w życiu, co chciał. Może teraz jest czas, żeby zamówić w sklepie internetowym coś o czym marzyłeś? Może nie powiedziałeś komuś, że go kochasz? Czy postępowałeś zgodnie z własnym sumieniem? Może powinniśmy się przygotować do śmierci, a potem już po prostu żyć bez paniki. A epidemia sama się wypali. Czy widzieliście kiedyś płonące wiosną suche trawy? Jak się taka wypali, to pożar już nie wróci. Ale my wolimy ten strach odsuwać i dusić społeczeństwo w okowach totalitarnej kwarantanny. (Łukasz Łuczaj)

Ja rozumiem względy epidemiologiczne, że ciało do ziemi w ogródku nie bardzo, OK. Ale w proszku? Jak już nas krematorium wprowadzi w stan instant?! Do tekturowej urny, nasiona do środka i do ziemi! Czemu NIE?
NIE – bo niestety cmentarze i pochówek to kolosalny dochód księży. Serio, serio. Nie popuszczą.
Wolałabym w moim wiśniowym sadziku.
I chyba trzeba będzie zachachmęcić tak, żeby jednak zrobić to po swojemu, a na smętarzu (pisownia celowa) tylko poudawać.
No…
Uściski.

Małgorzata Kalicińska

Dodaj komentarz