Rybka 2.0 w Grębowie

Pstrąg w sosie cytrynowym rozwalił system. Byliśmy w Rybce 2.0. 300 hektarów stawów i japoński restaurator, który tu wędzi ryby. Warto pojechać na wycieczkę do Grębowa. Rzut beretem od Stalowej Woli. Nie pożałujecie.

Na dobrą rybkę jest gdzie pojechać. My jeździmy do Rybarbaru w Lublinie (najlepsza ryba, przyrządzana z pasją fotograficzną). Bywamy w Pstrągowie koło Chełma, bo lubimy jeść na molo. Zaglądamy do Zajazdu Rybackiego “Pustelnia” na genialne Ceviche ze świeżego, surowego łososia. Śmigamy rowerem do Krężniczanki, gdzie jest wędzona sielawa. Tyle dobrego. Teraz na rybnej mapie gastronomicznej regionu pojawił się silny gracz. Na miejscu przyczepy, gdzie pani Maria smażyła rybki z patelni stanął loftowy kontener z tarasem na pierwszym piętrze. Widać stąd 300 hektarów wody, kapliczkę, Świętego. Rano, i wieczorem światło niebieskie zaczyna tu swój teatr. Raj dla malarzy i fotografów. Stawy to pamiątka po folwarku Dolańskich (możecie zobaczyć piękny pałac) – i Gospodarze obiektu – Tadeusz Bałata z synem Piotrem – kultywują tradycję. Śpiewająco.

Ponad 200 lat temu, w roku 1805 przybył do Grębowa młody, obcy mężczyzna z młodą żoną. Nazywał się Jan Roch Dolański. Zamieszkał w starej leśniczówce i zapewne myślał o tym, co zrobić z majątkiem, który otrzymał od ojca na ziemi porośniętej starymi lasami, pełnej bagien i obcych ludzi. Taki prezent ślubny dał synowi Jan Konrad Dolański, zamieszkały w Rakowie koło Samborca, a więc na terenach dzisiejszej Ukrainy.

Skala ocen

Co można powiedzieć po pierwszej wizycie? Najpierw skala ocen, którą opracował Gieno Mientkiewicz. Skala trafiona w punkt. Opracował ją dla ocen zup rybnych nad Bałtykiem. Przedstawia się ona następująco:
1-2 dramat
3-4 właściwie źle
5-6 jadalna i nic więcej
7-8 smaczna i ciekawa
9-10 zachwyt i wszyscy tam jedziemy.

Na początek poszedł śledzik – w roli poczekajki czekadełka. Niezły, choć operator tej przystawki przesadził z octem (5-6). Po przystawce poszła zupa z wręcz gruzińskim szaszłykiem rybnym. Szaszłyk ok, ale nad zupą kucharze muszą popracować. Smakowała tak, jakby kucharz dolał wody, żeby starczyło (3-4). Ważne, że będzie korekta składu i metody. Marzy mi się zawiesista w typie halaszle. Rozmawialiśmy także o wprowadzeniu rybackiego rosołu – w nawiązaniu do kuchni pałacowej Dolańskich. 

Niech żyją faworki

Po przystawkach poszły faworki z kilku rodzajów ryb. Słynny patent na przemycenie ryb do menu dzieciaków. Faworki 2.0 są bardzo smaczne (7-8). Idealna panierka, soczystość w środku, pycha. Pośrodku szlachetnie skomponowana sałatka. W sam raz na posiedzenie na tarasie z widokiem.

W kompozycji dania na talerzu widać rękę Macieja Winiarskiego, który najpierw doradzał i otwierał “Widnokrąg” w Sandomierzu, teraz doradzał właścicielom Rybki, a jak byliśmy to i sam gotował. Winiarski ceni sobie praktyki slow food – i na talerzu to się odbija.

 

Po faworkach zjedliśmy filet z karpia. Znów kompozycja na talerzu, jak lubimy. Zielono i kolorowo. Szkoda, że egzemplarz, który jedliśmy, nieco przymuliło. Stąd ocena 5-6.

Pstrąg niebywały

Piszę o jedzeniu już 25 lat i coraz mniej dań mnie zaskakuje, zadziwia. Kiedy na talerzu pojawił się pstrąg – zobaczyłem kompozycję godną impresjonistycznego pędzla. Z pstrągiem pojawiła się informacja, że rybka pochodzi z Gospodarstwa Rybackiego Pstrąg Pustelnia koło Opola Lubelskiego. Pierwszy kęs ryby – w punkt. Sałatka – świeża bardzo, kartofle miód. Ale wszystko przebił sos. Cytrynowy, maślany, godzien restauracji Amaro. Ocena: 9-10 zachwyt i wszyscy tam jedziemy.

Nie ma co się rozpisywać. Jechać i się napawać.

Kurczak zagrodowy

Naszą uwagę zwrócił kurczak zagrodowy. Z cykorią z grilla. I musem rabarbarowym. M., nasza towarzyszka go zamówiła. Danie na talerzu piękne, ale sam kurczak do poprawy – był zbyt al dente. Zabrakło mu czasu w piecu. Smak dobry, ale się nie rozpływał. Dodatki – piękne. Ocena: 5-6. 

Karp 2.0

Pozamiatał. Tak dobrej tuszki (nie fileta) – nie jedliśmy. Zero zamulenia, cudowny smak. Dla M. panierka w punkt, choć ja zapostulowałem karpia light – bez panierki. Puree ziemniaczane w chrzanowych aromatach – bardzo smaczne. Dodatki zdrowe i świeże. Brawo. Ocena: 7-8.

Na deser były rybki wędzone. W 3 rodzajach. Wędził je japoński restaurator. Tołpyga ok, ale karp i pstrąg mogą być lepsze. Warto poeksperymentować z solankami i drzewem. Ocena: 5-6.

Na deser miała być jeszcze szarlotka, ale jak odjeżdżaliśmy jeszcze siedziała w piecu. Panna cotta – brakowało jej godzinki. Byliśmy bowiem w samo południe, o 14 otwierano wystawę “Secesja” w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli (ostatni dzień).

Umówiliśmy się z Justyną (manager), która śmiga na rowerze po 150 km, że wpadniemy rychło. Na desery i pstrąga z widokiem. Może już będzie rosół rybacki? Marzy mi się także karp w śmietanie (ale tuszka). I stek z tołpygi z grilla – jak znam możliwości Winiarskiego – da rady.

Waldemar Sulisz

Na terenie stawów działa łowisko sportowe, odbywają się zawody. Jean Bos, królewski kucharz króla Belgów byłby szczęśliwy. Może zajrzymy razem.

 

Dodaj komentarz