U Oblatów w Kodniu

Wpadka ze stekiem, lepsze zupy i pierogi, karkówka jak marzenie. Szef kuchni brat Mariusz Wojdowski OMI – podniósł poprzeczkę w górę. Po roku od ostatniej wizyty w Kodniu – jedzenie w Jadłodajni U Oblatów w Kodniu – lepsze. Może to kunkurencja – Zajazd Kodeński przy wjeździe do Kodnia od Włodawy – nie zasypia gruszek w popiele i próbuje złamać monopol na karmienie turystów. Przegrywa cenami, tu Oblaci są bezkonkurencyjni. Świetna grochowa – 4.50, potężna karkówka z kaszą gryczaną i sałatką z marynowanych buraczków – 14 zł. Ale od początku.

Kodeń magiczny

Uwielbiam to wielokulturowe miasteczko z wielką historią, dumną gotycką cerkwią, Madonną z kościoła św. Anny, domkami z podwójnym gankiem i widokami. Najpiękniej jest tu rano – słońce prześwietla ogrody przy Sławatyckiej, otwierając pejzaż na Bug. Nad Bugiem najpiękniej jest na Sugrach. Na skraju lasu rosną resztki dawnych owocowych sadów, w środku zarys domu, ślad piwnicy, zasypana studnia. Wieczorem zachodzące słońce zaczyna na niebie wieczorny spektakl, na który nakładają się kuranty od św. Anny i sygnaturka z cerkwi pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Kodniu. Mogę godzinami siedzieć w ogródku i chłonąć to piękno wszystkimi zmysłami. Nawet redakcyjny bulterier Biluś, który przez cały dzień wyprawia na podwórku skoki – uspokaja się pod wieczór.

Jeść trzeba

W Kodniu o tej porze najlepsze są żółte i czerwone malinówki, małe ostre papryczki, bułki z miejscowej piekarni, masło z solą morską. Sałatka z pomidorów, cebuli, papryczki, skropiona octem jabłkowym plus pieprz i sól – wymiata. W czwartek jest tu targ z malinówkami właśnie. Z brzegu stoi pan z wędliną, kiełbasę ma tłustą, schab słony.Ale polędwiczki dobre. Najwięcej idzie mu salcesonu. Nieco dalej pani – z kiełbasą suchą, czosnkową i wiejską mielonką. Jeszcze dalej, za jabłkami – kolejny pan od wędlin, z chudą kiełbasą i dobrą pasztetową. Jest w czym wybierać, jest co jeść. Stek z cebulką Za pierwszym razem zamówiłem u Oblatów stek z cebulką i frytkami. Stek uwielbiam – a na widok całej sali pełnej pielgrzymów wcinających frytki do wszystkiego – nakusiłem się na frytki. Stek z siekanego mięsa dobry. Ale zeszklona cebula wzięła jakiś obcy smak z innej potrawy. Z frytkami też nie tak jak trzeba – olej z frytury domagał się wymiany. Następnym razem wezmę dwa steki. Bez cebuli i bez frytek.

Flaki po kodeńsku

Lepsze niż rok temu. Cena ciut wyższa, bo 7 zł. Ale porcja taka, że ledwo można donieść talerz do stołu. Flaki świeże, na rosole, marchewki w sam raz, majeranku też. Inne, od tych od Pani Elizy w Piaskach, inne niż w Karczmie Piastowskiej w Niemcach. Może bardziej rzadkie, więcej rosołowe. Ale smaczne, można zjeść całą michę i jeszcze jest siła na drugie.

Grochowa jak z kuchni polowej

Po raz pierwszy zamówiłem grochową. Za 4.50. Jak pani nalewała, widziałem kawałki dobrego, soczystego mięsa. Zapowiadało się dobrze. Do tego świeży chleb na zakwasie – z miejscowej piekarni. Zupa wyśmienita. Niech się chowa grochówka wojskowa z kuchni polowej przy trasie z Warszawy do Lublina po prawej stronie. Grochówa kodeńska gotuje się na dobrym gatunkowo mięsie. Groch i dobre ziemniaki dopełniają swego. No i zioła z klasztornego zielnika, trochę majeranku i cząbru. Pycha.

Ruskie pierogi

Też poszły smakowo w górę. Może nie ma ich za wiele, ale cały talerz zajmą. Mają oryginalne ząbki, dobre ciasto, a przede wszystkim – bardzo dobry farsz. Tu znów ziemniaki i dobry ser – robią swoje. Mięty w nich nie ma, ale kucharz znów rzuca świeże zioła z zielnika. Dużo dobrej omasty – zawsze mnie rozczula. Tak było i tym razem. Rok temu ruskie miał lepsze Zajazd Kodeński. Teraz obie restauracji idą w temacie ruskich łeb w łeb.

Karkówka XXL

Tu najbardziej widać zwyżkę formy u oblackich kucharzy. Po pierwsze – lepsze gatunkowo mięso. Po drugie – duszona we własnym sosie – w lepszym zestawie przypraw i ziół. Za pierwszym razem zamówiłem karkówkę z samym chlebem. Mięso – bardzo dobre, chleb maczany w sosie – lux. Tylko tyle i aż tyle. Za drugim razem zamówiłem karkówkę z kaszą gryczaną, podwójnym sosem i sałatką z marynowanych buraczków. Tylko 14 zł. Mięso rozpływało się w ustach, przywoływało wspomnienia karkówki, którą przed laty mama robiła w rodzinnym domu – i wzruszenia. Kasza świetnie ugotowana i uparowana. Burczaki prima sort.

Schabowy? Bingo

Przy sobocie zamówiłem schabowego z frytkami. Na pierwszy rzut oka mógłby być większy. Pierwszy kęs – gruby kawał soczystego mięsa rozpływa się w ustach. Frytki? Świeżutkie, pachnące – brawo. Tak smacznego schabowego (14 zł) dawno nie jadłem. Idealnie świeże mięso, kruche i soczyste, choć – nie rozbite na amen młotkiem. Dobra panierka. Każdy kolejny kęs schabowego – poprawiał mi humor. Zmiotłem wszystkie frytki – na koniec zostawiając sobie sałatkę z buraczków – zjadłem ją osobno – bo mi tu nie pasowała. Pani Aniu, a gdybyż tak zasmażana kapusta, na maśle, lekko oprószona mąką, z kminkiem? Tak czy tak – po raz kolejny smak na talerzu przywołał mi rodzinny dom, wzruszenia. Jak ja ten Kodeń lubię. Nasza ocena Tyle wrażeń. Oblaci nie dają się masówce, choć dziennie potrafią nakarmić tysiąc osób. Panie z obsługi przemiłe, ludzkie, takie, co można na ławeczce przed domem przysiąść. Z rana pojawia się sam szef, brat Mariusz – na wizji lokalnej. Zagada, pożartuje, wyskoczy do apteki po syrop. Jadłodajnia stoi w miejscu dawnej oberży, może karczmy, resursy. Gdzieś w smaku potraw odbija się echo tamtych, dobrych czasów. Czasów świetności Sapiehów i Kodnia. Szkoda, że choć raz w tygodniu nie ma w karcie potrawy z historią, nawiązującej do magnackiej kuchni Sapiehów. Brat Mariusz zna się na rzeczy – może pójdzie w tym kierunku. Jakiś sandacz po litewsku, jakaś szynka w ziołach i miodzie. Jakieś kołduny w rosole, babka ziemniaczana z grzybami, bliny, kiszka ziemniaczana…

***

Waldemar Sulisz

Dodaj komentarz