Rybka z Domu nad rozlewiskiem

Bywa, że nie mamy serca do słodkowodnych skarbów, którymi obdarza nas sąsiad albo mąż (syn, ojciec – niepotrzebne skreślić).

Przytarga taki wędkarz dumny z siebie rybę, która wydaje nam się mdła i zamyślamy się co z nią zrobić? Jestem zdania, że właściwie każda – usmażona na klarowanym maśle na chrupiąco (tylko osolona i z lekka omączona a mąka ryżowa do tego świetna jest np. firmy Melvit) – z surówką z kiszonej kapuchy i gotowanym ziemniakiem jest OK.

Ale o ile sandacz czy szczupak a też miejscowe karaski, czy inny drobiazg tak, zdecydowanie, o tyle np. sum czy karp, jaź bywają przez gospodynie wycmokane, że „mdłe”. Wyłowiłam sobie karpia ze stawu. Pachnie normalnie – nie zalatuje mułem, ale ponieważ nie lubię karpia na maśle, bo właśnie mdły, poszłam z nim w stronę lina w śmietanie, ale jeszcze go ubarwiłam. Wyfiletowałam, bo duży był (ponad 2 kilo) i wytarzałam w mące ryżowej. Na szybko obsmażyłam w łyżce oleju i łyżce masła z wsiekanym czosnkiem (ja lubię duuuuużo). Wyjęłam na papierowy ręcznik i otuliłam alufolią, żeby nie karp nie wystygł. Patelnię wytarłam papierem i wrzuciłam garść skwarek z wędzonego boczku (dzięki ci Lidlu!) a gdy zaczęły skwierczeć i puściły ciut tłuszczyku, dorzuciłam posiekaną cebulę, i pokrojone dość drobno trzy łodygi selera naciowego. Gdy to się przysmażyło z lekka, dodałam cztery spore łyżki gęstej smietany sól i pieprz oczywiście cytrynowy. Nawet nie trzeba było redukować, zgęstniało natychmiast, ale jeszcze się poddusiło chwilę. Na talerzu układam sos a na nim karpia.

Podaję z wielką i grubą pajdą chleba i surówką z kapusty kiszonej, do której z racji pory roku wsiekałam sporo grubego szczypioru, pietruszki i kawałek czerwonej, słodkiej papryki (leżała od wczoraj w lodówce). Całość posypałam ziarnami słonecznika i skropiłam oliwą. Całość pyszna i tylko te ości… ale jak mówił Mieczysław z Szafranek, „to temu, żeby jeść rybę niespieszno, powoli, uważnie”. Te ości drobne w szczupaku i karpiu to zmora i wyzwanie dla genetyków. Może to jakiś atawizm i one mogłyby zniknąć?

Małgorzata Kalicińska

Dodaj komentarz