Pod Kogutem w Poniatowej

Restaurację Pod Kogutem cenię sobie od początku jej działaności. Od dobrych kilkunastu lat zabieram tam znajomych. Nigdy nie zapomnę, jak z 15 lat temu znany i ceniony smakosz warszawski zobaczył w karcie świeżego jesiotra i oniemiał. Zamówił. Kelner uprzedził, że z pół godziny trzeba poczekać. Jakież było zdumienie stołecznego konesera, gdy zobaczył w drzwiach salonki (siedzieliśmy bowiem w gabinecie vip-owskim) Właściciela, trzymającego w rękach żywego jesiotra. Woda ciekła z jego kapoty i rybackich butów. Zapytał krótko: Panowie, czy ten się nada? Nadał się i to bardzo. Tyle wspomnień.

Zimne nóżki jak się patrzy

Nie tak dawno zabrałem Pod Koguta Grzegorza Stecha z Pugu Pugu, warszawiaka, smakosza, Kozaka, menadżera zespołu Haydamaky. Zaczęliśmy ucztę do śledzia, którego jadł Grzegorz i galarety. Śledź świeżutki, kosztował coś koło 5 zł. Duże płaty, wiejska śmietana i chleb, który trafił się prosto z miejscowej piekarni. Po prostu poezja. Niewiele więcej kosztowały – zimne nóżki. Elegancko podane. Mięsne. skórek. Z parczewskim octem – bajeczka. Sekret dobroci galarety jest taki, że właściciele robią ją na miejscu, tak jak wędliny, a mięso pochodzi z małych hodowli. To procentuje w smaku.

Kaszanka z pieca chlebowego. Bomba

Na gorącą przekąskę poszła kaszanka pieczona w chlebowym piecu (10 zł). Żeliwna patelnia skwierczała z radości. Skórka (naturalna, żaden plastik) została mocno podsmażona. Wszak od stopnia jej chrupkości zależy radość z dobrej kaszanki. Pierwszy kęs – jakie to dobre i pachnące. Gruba kasza, kawałki serca, sól, pieprz. A przede wszystkim – wzorcowy smak. I znów powtórzmy – właściciele robią ją na miejscu. Takiej kaszanki gdzie indziej nie zjecie. Cebulka w równie pierwszorzędnym smaku, idealnie usmażona, jeszcze szklista a już chrupiąca. Cebula cebuli nierówna. Albo piecze, albo nie ma smaku. Ta była pełna cebulowej słodyczy. Ważne – pochodziła od miejscowego rolnika, nie z marketu.

Zupy na 5

Zupy są bardzo mocną stroną restauracji Pod Kogutem. Zamówiliśmy Żurek zabielany podawany z jajkiem i kiełbasą (8 zł) i zupę dnia – w podobnej cenie. I co? Porcje ogromne. Nie do przejedzenia. Żurek pachnący, “mastny”, z dobrym jajkiem i kiełbasą. W dechę. Kiedy ja syciłem się żurem, Grzegorz nie mógł najeść się swojej jarzynowej na bogato. Ugotowanej na rosole, z ziemniakami, duszonymi warzywami, kawałkami mięsa zacierkami. Jaka to była zupa? Zacierkowa na bogato, blisko jej było do wypasionej kartoflanki. Zupa była tak dobra, że zaczęliśmy podpytywać kelnerkę o receptę, bo Grzegorz chciał powtórkę już w domu. Jak się gotuje? – Normalnie, jak w domu. Trzeba mieć dobre kości z mięsem. Ugotować wywar, przecedzić, dodać warzywa, obrane mięso, listek, no dalej Pan wie – odparła. Za zupy 5 plus!

Pierogi jak u mamy

Grzegorz to Kozak mocno pierogowy. Dobre pielmieni przedłoży nad wszystko. Zamówił pół na pół. Pierogi ze szpinakiem i fetą oraz Pierogi szefa. Serowe, opiekane, pod żółtym serem – całość 8 zł. Co za ceny? Szpinakowe – poprawne. Szefa – bardzo bardzo. Bardzo dobre ciasto, cienkie – też było atutem. Farszu – od serca. Grzegorz był zadowolony. A ja?

Świeżonka petarda

Niezmiennie dobra od lat, Świeżonka wymiata. Jeżdżę na nią od lat. I się nie zmienia. Zamówiłem więc takie danie: Chłopska świeżonka, duszone mięso wieprzowe ze złocistą cebulką (11 zł). Na żeliwnej patelni. A co? Podano do stołu. Znów skwierczała patelnia. Kawałki szynki i łopatki usmażone z podgardlem. Cebulka, pieprz, sól. Nic więcej. Świeże, pachnące mięso. Prawdziwe mięso, które smakuje jak mięso, a nie jak pasza. Świeżonka w restauracji Pod Kogutem to samo dobro. To świeżonka petarda, godna zmrożonego kieliszka najlepszej w Polsce wódki Młody Ziemniak. Wódki warzywnej, w której czuć skórkę i miąższ dobrego ziemniaka. Totalnie odmiennej w smaku od innych wódek. Wódki, która pracuje na języku jak wieloletnia whisky. Podobnie było ze smakiem świeżonki. Tęsknym smakiem za prawdziwą polską kuchnią, kuchnią prosto od człowieka.

Pieczone jabłko

To było najpiękniej podane danie. I znów – jabłko prosto od człowieka. Nie z marketu. Nasycone miodem i bakaliami. Z dobrą czekoladą. Niby nic wielkiego, ale pokażcie na przykład dobre jabłko przy kaczce. Pilismy herbatę, poszedł Żywiec z beczki. Chuda piana, jałowy smak. Nijak to się miało do dobrej kuchni. A wszak w Poniatowej działa Browar Zakładowy. Za dobry obiad dla dwóch osób zapłaciliśmy coś koło 60 zł. Brawo.

****

Waldemar Sulisz

PS. Dodatkową atrakcją lokalu są wędliny wyrabiane na miejscu. Można kupić kaszankę, wiejską kiełbasę. Praz pierogi do wyboru i koloru.

Dodaj komentarz