To Oni wyczarowują dla Was gruzińskie przysmaki w Miło – smaki Kaukazu. 3 godzinna uczta – w bardzo uczciwych pieniądzach. Klimat. Serce. Dobry adres.
Zawsze zaczynamy ucztę od chaczapuri. Wonne placki z ostrym serem do świetnego gruzińskiego wina wymiatają. Można się nimi dzielić z sąsiadem przy stoliku. Jak dowali klientów, trzeba czekać. Ze spokojem – mówi malowniczy właściciel. Chaczapuri z serem i sosami – ech! Jedzenie jest tak dobre, że brakuje słów. Stąd tym razem notatki.
Chinkali, za każdym razem robione dla zamawiającego na świeżo – obłędne. Jest nawet sos tkemali (dip ze śliwki ałyczy, z czosnkiem, kolendrą oraz pieprzem). W Poniatowej. Cuda! A wracając do pary na zdjęciu: Tamari & Ucha Miqelashvili gotują i pieką śpiewająco.
*
Jechać do Poniatowej. W sobotę o 16 w Miło – smaki Kaukazu na sali był komplet. Trzeba było czekać na stolik. Na szczęście zarezerwowaliśmy sobie dwa miejsca na 14. Chinkali – przedobre, soczyste, rosołu w nadmiarze, pierwszorzędne ciasto. Charczo – ze świeżego mięsa, ostro, ze świeżym chlebkiem – pycha. Fasola zapiekana w glinianym garnuszku – syta. Czebureki – nadzienie z rosołkiem. Pieczony bakłażan – bardzo. Szaszłyk soczysty, bardzo delikatny, będzie smakował dzieciom, ale wolimy mocno opieczony nad węglami. Do szaszłyka sos czosnkowy, paprykowy i ostra marchewka. Oraz intrygujące puree z cukinii, czosnku i jogurtu, plus świeża kolendra. Deser bajkowy. Ayran robiony na miejscu, kawa z tygielka mocna, Perła Rześka. Wino – rozczulające. Właściciele skupieni, gruziński szef kuchni przystojny. Restauracja, o której już mówi się Idziemy do Gruzina, mieści się na terenach dawnej Edy, na szlaku do Browar Zakładowy – wielokran – Bartłomiej Czarnomski – może jakaś współpraca i piwo Gruzin?
Jakże to piękne, że gruzińska knajpa pełna rodzin z dziećmi. Na wychodnym ktoś z miejsocwych spytał: Smakowało? Tak – odparliśmy. – U naszego Gruzina zawsze smakuje. Gotują: Tamari & Ucha Miqelashvili, właścicielem jest Konstanty Czarniecki. Za chwilę ruszy oryginalny gruziński piec opalany drewnem, jakiego nie ma nikt w Lubinie i okolicy. Piec na chlebki, chaczapuri, szaszłyk, jagnię. Czujemy, że będzie ogień w Poniatowej.
*
Nasza ulubiona kaukaska restauracja w Poniatowej przeżywała w ostatnią niedzielę istne oblężenie. Musiały się pojawić stoliki na dworze. Zjedliśmy smakowite chaczapuri i kubdari z mięsem, obowiązkowo chinkali ( tym razem z mocno podostrzonym nadzieniem z dodatkiem octu) i rozkoszny deser na gruzińskim jogurcie. Było gwarno, kiedy do naszego stolika dosiedli się Mariola i Tadeusz Zubrzyccy, kiedy zamówili chinkali i chaczapuri adżarskie oraz dzban gruzińskiego wina, zrobiło się serdecznie, rodzinnie, pięknie. Wzruszyliśmy się, kiedy Gospodarz, Konstanty Czerniecki wygłosił nam kilka toastów, a sala biła brawo. Jest radość wspólnego stołu. I wspólnota Gospodarza, kucharzy oraz Gości. Więcej takich miejsc w Lublinie i regionie.
*
Aż chce się żyć. Dziś sycyliśny się w Poniatowej charczo. Z encyklopedii: “Charczo (gruz. ხარჩო) – zupa o konsystencji gulaszu i ostrym, wyrazistym smaku przygotowywana z wołowiny lub jesiotra z dodatkiem migdałów, orzechów włoskich lub laskowych. Tradycyjne danie kuchni kaukaskiej (gruzińskiej). Charczo przyprawiane jest chmeli-suneli”. Była 13, sobota leniwie się rozkręcała, z sąsiadami (ojciec i syn, zawodnik Stali Poniatowa razem z nami zamówili chinkali), była dysputa o sposobie ich jedzenia, wypijania rosołku. Miło – smaki Kaukazu – ma w sobie nostalgiczny klimat, który cudownie wpisuje się w pejzaż po Edzie. Rozmowy z Gospodarzem, Konstantym Czarnieckim bezcenne. Chaczapuri z serem bardzo bardzo.
*
Co tu gadać, ciągnie nas do tej maleńkiej restauaracji, gdzie kucharze i właściciele mają serce na dłoni. Gdzie nie ma pozy, pychy, jaśniepaństwa. I te ceny, uczciwe, w jakimś sensie sprawiedliwe, bez walenia marżą po ryju. I proszę, wypasione chaczapuri kosztuje 8 zł, szaszłyk 10 zł. Poniatowa love! A teraz marzy nam się w karcie estragonowa gupta z pulpetami z baraniny, esencjonalna, na kwaśnej śmietanie.
***
Waldemar Sulisz