Piwo jak piwo. Ale golonka w piwie wymiata. To prawdopodobnie najlepsza golonka (w piwie) w województwie lubelskim.
O browarze z restauracją w Białej dowiedziałem się kilka miesięcy temu. W Kodniu. Naocznie – w połowie października. Musiałem z Kodnia wpaść do Białej po kabel do ładowania telefonu. Po drodze przyuważyłem mocno klimatyczny lokal „Seta i galareta” rodem z „Bazy ludzi umarłych Hłaski”. Z kija lali tam piwo z browaru Osjann właśnie, na bufecie stały butelkowe: Pils, Lager i Pszenicze. Wziąłem z kija – ale nie posmakowało.
Za 10 dni pojawiłem się w Białej specjalnie, by pokręcić się po mieście i wpaść do browaru na świeże piwo i coś dobrego. Po drodze okazało się, że Biała (zwana kiedyś Białą Radziwiłłowską) – schludna, z nastrojowym deptakiem, którym dochodzi się do miejskiego rynku. Wracając do Radziwiłłów – w 1670 Michał Kazimierz Radziwiłł nadał miastu herb – z chrzestnym patronem księcia, Michałem Archaniołem stojącym na smoku. Piszę o tym, bo browar Osjann z okazji dni miasta uwarzył specjalną edycję piwa Michałowego.
Do browaru skręca się z deptaku w prawo. Okazuje się, że po drodze Osjann ma dwie restauracje i tak pytając u jednej, potem drugiej – trafiłem do samego browaru, mieszczącego się w zabytkowej kamienicy – szyld z beczką dobitnie sygnuje miejsce. Lokal duży, po lewej stronie u wejścia – kadzie w miedzi, tu rozkłada się scena z piątkowymi koncertami. Lokal trochę przypomina przedział pociągu, z przedziałami po lewej i prawej stronie – z wyjściem na miejscowy targ. Wystrój surowy, oszczędny, stoły wygodne. Za barem sympatyczna kelnerka w bawarskich klimatach. W karcie pozycji w sam raz, co każe wierzyć, że gotuje się tu codziennie. Minus – jest wi-fi, ale nie ma hasła. Kelnerka nie może go podać, bo go nie zna. Coś jest na rzeczy, tylko co?
Coś tu nie gra
Na dobry początek poprosiłem o zestaw degustacyjny. Czyli każdego piwa po troszku. Za barem widniały małe kufelki, z takim kufelkiem po browarze przechadzał się malowniczy i młody dżentelmen, tocząc dysputy z kelnerką i jakby doglądając miejsca. Myślałem, że w takich kufelkach piwo zostanie podane, wylądowało na stole w firmowych szklankach. Dostałem Pilsa, Lagera, Pszeniczne, Bursztynowe i Michałowe.
I co? Sposób podania trochę zepsuł przyjemność pierwszego kontaktu. Pils wydał się neutralny, Lager taki sobie, Pszeniczne płaskie. Bursztynowe lepiej, Michałowe – zbyt moce. We wszystkich piwach alkohol wychodził na pierwszy plan – czego nie lubię. Z aromatem było słabo, smak nietęgi, goryczka mało wyrazista. Odczucie w ustach? Nie za dobrze. Po języku chodziły mi jakieś kukurydze, apteczne zapachy, brakowało zwyczajnie – dobroci tego piwa. Ale to tylko moje wrażenia, rozpoznawania piwa dopiero się uczę, coś tu mi w tych piwach nie grało. Z chęcią usiadłbym tu z Czesławem Dziełakiem, sędzią i piwowarem, bo miałem okazję degustować jego piwa i rozmawiać o każdym, ucząc się trudnej sztuki oceny.
Co w karcie? Z przekąsek śledź za 8 zł, pajda chleba ze smalcem i ogórkiem za 9, zestaw startowy: smalec, mielonka z czosnkiem, grillowane kiełbaski bawarskie, masełko czosnkowo – ziołowe, ćwiartki pomidora z cebulą, chrzan, ogórki kiszone i świeże pieczywo za 30 zł, deska serów i wędlin za 35. Jakoś mi nic nie podpasowało. Zerknąłem na zupy: żurek 6.50, flaczki 7.50, gulaszowa 8. Kelnerka – gulaszową mocno zachwalała, wziąłem, ale wcześniej wypatrzyłem kaszankę z cebulką i jabłkiem – za 11 zł (jak dobrze pamiętam). Poszła na początek.
Kaszanka, szału nie ma
Kaszanka z jabłkiem Idea była znakomita, kaszanka okazała się z marketu, w sztucznej osłonce, czego nie lubię, bo nawet jak podpiec nie ma, bo się stopi. Więc była uparowana, nadzienie wyślizgiwało się pod naciskiem widelca. Smak podstawowy, przynajmniej świeży, ale szału nie było. Za to cebulka była doskonale usmażona – co już niewielu szefów kuchni robić potrafi. To tak, jak z pieczarkami z patelni. Doskonałe było smażone jabłko, winne, soczyste – z cebulką grało na całego. Ach, gdybyż to jabłko z cebulką miało przyjemność z prawdziwą kaszanką, w chrupiącej, złocistej skórce, z kawałkami serduszka i wątróbki w kaszy.
Gulaszowa ok
Kiedy na stole wylądowała gulaszowa, wiedziałem, że jestem w domu. Tyle mięsa w jednej porcji dawno nie widziałem. Nic dziwnego, bo restauracja browaru słynie ze znakomitej świeżonki. Mięso było świeżutkie, aromatyczne, paprykowe, sama zupa dość rzadka, z przewagą papryki. Całość broniła się mocno, brakowało mi wonnych ziół – i kawałka wołowiny dla przełamania smaku. Ale – po całości – gulaszowa dała rady.
Golonka wymiata
Świeżonka czy golonka? Golonka kosztuje 40 zł za kg, w zestawie około 25 zł. Postawiłem na promocję. Tego dnia przy zamówieniu Pszenicznego – golonka w piwie ceniła się na 15 zł. Podpytywałem kelnerkę o golonkę, trzymała język za zębami. Powiedziała, że dobra, gotowana w kociołku, w którym jest piwo. Postawiłem na golonkę. I co? Nie za duża, ugotowana tak, że rozpływała się w ustach, ciemna od piwa. Pierwszy kęs, drugi, trzeci – coś pięknego. W Lublinie, w browarze Grodzka 15 mam ulubioną golonkę, ale ta z Osjanna – była lepsza. Jakoś piwo (chyba Bursztynowe) zgrało się ze smakiem dobrego mięsa, bulionem, warzywami i przyprawami. Zamówiłem Lagera – jakoś promienniej smakował. Był dużo lepszy od porcji degustacyjnej, ale znów alkohol wyrywał się na pierwszy plan. Na golonkę tu wrócę. Mam w województwie lubelskim kilka adresów, które polecam znajomym z Polski i dopisuję do nich browar Osjann.
Racuszki z jabłkami na deser
Uwielbiam racuszki, zamówiłem razem z golonką. Golonka dawno się zjadła, a racuszków nie było. Zamówiłem do nich Pszeniczne. Kiedy spytałem kelnerkę o nie – powiedziała z uśmiechem: „Zabrakło nam ciasta, smażą się dla Pana w naszym drugim lokalu i zaraz przyjdą” I rzeczywiście. Przesympatyczna dziewczyna wniosła talerz racuszków, a uśmiechała się promiennie od drzwi. Ciachnąłem pierwszego. Niebo w gębie. Drugi, trzeci – coś pięknego. Nawet Pszeniczne się do mnie uśmiechnęło. Racuszki w cieście piwnym – były przedobre. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że tu wrócę. Wyszedłem, z intencją poszukania św. Archanioła Michała. W planie był powrót na 20, i koncert Maleńczuka. Spacer potoczył się w inny, bardziej duchowym kierunku.
***
Waldemar Sulisz