Po pańsku? Nie wiem czy tam, w Hiszpanii, Portugalii, Francji małże z garnka to pańska potrawa czy tylko u nas tak jest traktowana, bo nie mamy własnej tradycji jedzenia małży. W restauracjach bywają, są dość drogie i uważane za wykwintne. No to polecieliśmy tym wykwintem.
Wszystkim sympatykom ryb i owoców morza polecamy stronę Fish Lovers
Zawitaliśmy dzisiaj do Leclerca’a na Ursynowie, bo u nas na wsi z marketów to tylko Biedronka i Topaz. W Biedronce bywają wykwinty a jakże, ale nie ostatnio. W owym markecie powaliła nas lada rybna. Co za bogactwo! Nasze i oceaniczne, od karpi i szczupaków, po halibuty, śledzie i …zębacza plamiastego. Surowe, świeże, z lodu i wędzone – o, bajko ty moja. A obok pani obsługującej, na lodzie opakowania małży – większych hiszpańskich i mniejsze, chyba też hiszpańskie. Łomatulu!
No to wzięłam opakowanko, “bo co to w końcu, kurcze blade” – jak mawiał Mikołajek, zaszalejemy, bo mój Pan Inżynier lubi owoce morza. Zrobiłam je tak…zwyczajnie, jak mi się wydaje: W garze oliwa, do niej czosnek (4- 5 ząbków) i chili bez pestek. Świeże, posiekane. Mała garstka kaparów zamiast soli i dla fantazji pomidor w kosteczkę (bo był pod ręką i dał ładny akcent kolorystyczny). Na to chlup!, wyczyszczone małże i spora garść siekanej pietruszki. Po chwili, gdy się to wszystko zaprzyjaźniło – pół butelki białego, mołdawskiego wina i krewetki, com je miała. Mrożone niestety, ale skąd mam niby wziąć surowe?
Dla aromatu połówka cytryny wyciśniętej, ale też wrzuconej do wywaru, bo smak cytryny i goryczka z albedo, doda wytrawności. Dla niepoznaki liść kafiru malusi, żeby wzmocnić cytrynowy aromat i pieprz czerwony zmielony dopiero – co. Finito. Do tego koniecznie chrupiąca bagietka i reszta białego wina do kieliszków. Yes! Kto zabroni raz na jakiś czas wysybarycić się porządnie?
Małgorzata Kalicińska