Barszcz na węgorzu?

Dawno, dawno, temu, w moim poprzednim życiu… Znaczy w życiu na Mazurach, zanim zostałam bankrutką, byłam Panią Inwestorką.

Moja i męża firma kupiła tam majątek. Remontem starego, poniemieckiego domu zajęłam się ja. Żaden zabytek zerowy, ale piękny neoklasycystyczny dom. Stolarka okienna do wymiany! Wielkie skrzyniowe okna robił nam mistrz w swoim fachu, pan Ryszard Chmieliński ze Szczytna. Któregoś razu wybrał się ze mną do Olsztyna po okucia okienne. W samochodzie szybko się okazało, że nie musi nas krępować niezręczna cisza. Wyszło, że oboje gotujemy! Pan Ryszard dużo mi naopowiadał o tym jak się robi dziczyznę, ja pochwaliłam się znajomością ze świetnym przedsiębiorcą z Rum, panem Krzysztofem – rybakiem.

I od słowa do słowa… – A jadła pani barszcz na węgorzu? – zapytał pan Ryszard. Zdziwiłam się. Nie, nie jadłam, a i wyobraźnia kulinarna jakoś mi nie podpowiadała, że to jadalne. Otrzymałam dokładną recepturę i po powrocie ruszyłam do pana Krzysztofa – rybaka. Dzisiaj już nie prowadzi gospodarstwa, więc nie ujawniam personaliów. Wówczas jednak kupowałam u niego najpyszniejsze ryby, zwłaszcza wędzone! Tym razem kupiłam dwa surowe węgorze, żeby wykonać próbę. Ryby były już porządnie sprawione na moją prośbę, więc tylko pokroiłam je w odcinki mniej więcej 7 centymetrowe i włożyłam do zimnej wody. Powoli zagotowałam i teraz wrzuciłam garstkę włoszczyzny julienne. Usiekanej ręcznie! Do tego kilka kulek ziela angielskiego i dwa spore liście laurowe. Kiedy wszystko się ugotowało do miękkości a ryba puściła smak, wlałam kubek zakwasu żurkowego z mąki żytniej i dwa ząbki czosnku pokrojonego w płatki. Po zagotowaniu już tylko łyżka śmietany i odrobina (wedle smaku) majeranku. No, to teraz chwila prawdy…

Na łyżkę nabieram tego dziwnego wytworu i smakuję. Ooo!!! Jakie zaskoczenie! Naprawdę pyszna zupa, bez smaku mułu, jakaś nienachalnie rybna, tłusta i… zaskakująca. No, biały barszcz, ale ciut inny. Sama ryba też smakowita i z grzanką doprawdy rarytas! Bo do tego zrobiłam grzanki z razowca i z bułki, z ziołowym masłem. Kiedy ją gotowałam dla imprezowiczów (większą ilość) podałam też gotowane ziemniaki.

Małgorzata Kalicińska

Dodaj komentarz