Po sukcesie Cafe Mari, mamy w Lublinie kolejne bistro Panie Przodem, schowane w CSK. Z głównego wejścia trafić ciężko, a jak się trafi, trzeba zapolować na miejsce. Lokal malutki, stolik przy stoliku. Co z jedzeniem? Póki co, przekombinowane na siłę.
Wchodząc z głównego wejścia Centrum Spotkania Kultur – do bistro trafić ciężko. Lokal malutki, długi bar i kilka stolików. Taki kulinarny korytarz. Karta oszczędna i dobrze ułożona. W karcie (menu główne od 12) kilka intrygujących pozycji. Oraz kawy na różne sposoby, rzemieślnicze piwa, śniadania i ciastko – jak to w bistro. Na dobry początek wybraliśmy z kolegą dwie zupy. On poszedł w krem orzechowy, pszenicę gotowaną, szałwię, ja w zupę cytrynową, kogut “konfit”, kurki z patelni, szałwię. Obie zupy w cenie 12 zł.
Krem orzechowy, co tu robią bąbelki? Krem orzechowy intrygował gotowaną pszenicą w szałwiowych odcieniach. Krem był zbyt słodki, ale sycący. Nie przekonywał kolor zupy, ach gdybyż kucharz rzucił nań kwiat nasturcji, faszerowany twarożkiem – byłoby nieźle.
Zupa cytrynowa prezentowała się o wiele lepiej. Z miejsca rzuciłem się na konfitowanego koguta, bo w miasto poszła legenda, że Panie Przodem są mocne w ptactwie. I rzeczywiście, mięso było znakomite, konfitowanie udane. Kurki nadawały zupie ciekawego smaku. Obie zupy były ciekawe, ale – szef kuchni Łukasz Stalęga – chciał za wiele. W zupie w garnku liczy się harmonia. Kucharz jest dyrygentem, orkiestra ma grać co każe. Tu – smaki uciekały na boki. Krem w kierunku monotonnej słodyczy, cytrynowa – banalnej kwaskowatości w stylu słabego, marketowego wina.
Kogut sous vide
Mój towarzysz kulinarnej eskapady poszedł na całość i postawił na ptaka: Kogut sous vide, pszenica z oliwą rzepakową, marchew “confit” , jabłko pieczone, wątróbka drobiowa, sos z pieczonym czosnkiem (26 zł). Wątróbki niestety nie było. A szkoda. Kelnerka wyjaśniła, że kucharz się rozpędził, kartę napisał, ale wątróbki nigdy nie było i nie będzie. Danie na talerzu prezentowało się przepięknie, świeżo i intrygująco. Świetna marchewka, jeszcze lepsze jabłko, smakowita pszenica z oliwą rzepakową. Kogut świeży – mięso w zbyt cytrynowym odcieniu. Kucharz mięso przemarynował. A szkoda, bo harmonię na talerzu diabli wzięli. To także dowód na to, że w dobrej kuchni nie ma co za bardzo kombinować. Mniej znaczy więcej – na bank.
Policzek wołowy, pierogi z grzybami i czekoladą
Ja postawiłem na Policzek wieprzowy, pierogi z grzybami i czekoladą, buraczki marynowane, piklowaną cebulkę, chrzan, sos z kwaszonej kapusty (31 zł). A to kucharz poszalał. Policzki – bardzo dobre. Pikle – lux. Chrzan pierwsza klasa. Sos z kwaszonej – dyskretny. Najbardziej intrygowały mnie pierogi. Złożenie było odważne. Ciasto – kluchowate. Zabrakło mu lekkości, szklistości. Farsz? Czekolada zakryła grzyby na amen. A szkoda. Farsz wygrał z kucharzem.
Esencja
Kolejne bistro. Na dziś zdecydowanie w tyle za potrawami w Cafe Mari. Szef kuchni ma ambitny plan, niech się mu ziści. W obu zupach bąbelki. Niestety. Jak w zupie robi się piana podczas podgrzewania to znaczy, że nie ugotowano jej tego dnia. Tylko wczoraj, lub przed. Wtedy zupa lubi łapać kwaskowaty smak. Drugie przekombinowane, ale widać kreatywność szefa kuchni. Kogut sous vide może być znakomity. Mało tego, może to być najlepszy kogut w mieście. Odczekam, i na koguta pójdę jeszcze raz. Dobrze, że Cafe Mari jest po sąsiedzku – piękne współzawodnictwo – dobrze klientom zrobi. Porównanie do Cafe Mari – nasuwa się samo przez się. Tam, harmonia naturalnie spełnia się na talerzu. Jest też świeżo, lokalnie i sezonowo. Szef kuchni Łukasz Stalęga – to nasze przeczucie – nie powiedział jeszcze w Panie Przodem ostatniego słowa. A, że jest otwarty na pomysły, ma dystans do siebie i – podczas gotowania podśpiewuje – to nasze przeczucie podpowiada, że stworzy energetyczne, kolorowe, zaskakujące menu na zimowy czas. Ja bym na przykład zjadł winny ogon wołowy z pirogiem gryczanym, marynowanymi buraczkami i pieczoną pigwą z miodem. Ale najbardziej mnie ciekawi, jak szef Łukasz pokazałby na talerzu Surf & Turf. Na przykład stek z krewetką. Albo stek z homarem. Albo stek z langustą. To nasze przeczucie, że ma rękę do odważnych połączeń i Surf & Turf w Panie Przodem nieźle by w restauracyjnym pejzażu miasta namieszało. Niech tak się stanie.
***
Waldemar Sulisz