W wysmakowanym wnętrzu kawiarni Galicya Cafe w Zamościu można napić się kawy słodkiej jak miłość. Posłuchać kawowych historii i odbyć cudowną podróż do przeszłości.
Idealne Miasto Zamość miał szczęście do architektów i historii. Miał szczęście do czasu, który oszczędził ulice i budowle. Ale chyba nie ma szczęścia do dobrej gastronomii. Bywaliśmy tam nie raz, nie dwa, nie trzy. Tam, w jednej z knajpek wypatrzyliśmy włoskiego szefa kuchni Filippo Orlando, który ze smutkiem w oczach smażył schabowe. Szybko porwał go Lublin. Dobrze wspominamy mały bar prowadzony przez Szwajcara, gdzie podawano genialne rosti. Bywaliśmy w Kameralnej, bywaliśmy w Muzealnej, gdzie także działa ormiańska kuchnia. Oraz w restauracji Hotelu Senator, gdzie wystrój poraża, ale jedzenie dobre. Wszędzie było jedzenie, nie było klimatu. Aż do pewnego razu.
Do momentu, gdy Tomasz Banach, specjalista od pięknych kobiet, pasji i turystyki pokazał nam królestwo Marka Szwaczkiewicza, właściciel Kawiarni Galicya Cafe przy Rynku Solnym w Zamościu. Piękne, z umiarem zaprojektowane wnętrze, maszynerie kawowe i ziarna, ziarna, ziarna. Zapach niebywały. Jeśli kawa ma duszę, to to miejsce jest na to dowodem.
Na kawach rozpieściło nas najpierw krakowskie, potem lubelskie Pożegnanie z Afryką. Tam przyszło mi osobiście uczyć się kawy. Eksperymentować z mieszankami. Do dziś ma ulubiona to 70% Etiopia Yirgacheffe plus 30 % kawy miętowej. Ach.
Wracając do Zamościa. Galicya to także mała manufaktura kawy, która importuje i wypala kawę. Jest moja ulubiona Etiopia washed Yirgacheffe gr. 2 – i ona poszła na pierwszy ogień. W oczekiwaniu na pierwszy łyk można podziwiać ceremonię parzenia kawy w technikach alternatywnych. Po raz pierwszy miałem pić Etiopię w alternatywie. I co? Pełnia jaśminu i owoców cytrusowych – była zjawiskowa. Nie było tego w parzeniu w tygielku, czy ekspresie na palnik. Ale alternatywne metody potrafią wycisnąć z kawy cuda. A przynajmniej to, co oddaje żyzna wulkaniczna gleba, bogata w minerały. Etiopia z Zamościa została ze mną na długo, przywołując wspomnienia.
Co do kawy? Najpierw słodkości. Rabarbar w czekoladzie, albo agrest, śliwki czy jarzębina. Potem akcesoria. Można potestować Chemex lub Hario, nabyć, dobrać ziarna kawy, kupić kawę w dobrej cenie, napawać się. Do kawy są jeszcze stare zdjęcia, rekwizyty i stolik Leśmiana. Tak tak, w nocy, kiedy pusto, przenika przez drzwi, siada i zaczyna notować wiersz…
Duński bajkopisarz Hans Christian Andersen pisał: „Kto podróżuje – ten dwa razy żyje”. Warto odbyć podróż do Zamościa.
****
Waldemar Sulisz
Zjawiskowa fotografia: Grzegorz Walezy, kolor: Dariusz Szopa