Ekstaza św. Franciszka

W Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach możecie zobaczyć zagadkowe płótno El Greca. Obok „Damy z łasiczką” Leonarda da Vinci, „Krajobrazu z Samarytaninem” Rembrandta i „Sądu Ostatecznego” Memlinga to obraz, który jest wart miliony. Chronią go pancerne okna, najnowocześniejsze zabezpieczenia i system monitoringu, który widzi najdrobniejszy ruch.

Żeby zobaczyć bezcenny obraz, z Lublina wystarczy 150 minut jazdy samochodem. Do Łukowa dwie godziny, do Siedlec pół. Nie byłoby dziś najpilniej strzeżonego obrazu w Polsce, gdyby nie Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska, historyczki sztuki, które w podlaskiej wsi odkryły nieznany obraz El Greca. To był 1964 rok. Inwentaryzacyjna wizyta w parafii w Kosowie Lackim niczym nie różniła się od każdej innej. Opisywały rzeźby, obrazy w kościele. Kiedy na plebanii żegnały się z księdzem, jedna z nich przez uchylone drzwi prowadzące do prywatnych pokoi proboszcza zobaczyła wiszący nad kanapą obraz.

Spojrzenie

Choć obraz był stary, zniszczony, w dodatku rozdarty – od razu zwrócił uwagę badaczek. Ks. proboszcz Władysław Stępień wyjaśnił, że znaleziono go za jego poprzednika, wśród gratów na dzwonnicy. Wspomniał, że chciano go nawet spalić wraz ze spleśniałymi ornatami. Na obrazie widniała postać św. Franciszka z czaszką, co od razu nasunęło badaczkom skojarzenie z twórczością El Greco, który jako pierwszy malował świętego z takim atrybutem. Po pierwszych oględzinach było już wiadomo, że obraz został przemalowany. Ale niesamowite spojrzenie świętego nie mogło zostać namalowane przez kopistę. Polskie piekło Galicka i Sygietyńska zaczęły badać obraz. I jego historię. To były niekończące się wizyty w Kosowie, studiowanie faktury płótna, konsultacje z konserwatorami, medytacje nad świętym. W 1967 Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska opisały odkrycie obrazu El Greco w „Biuletynie historii sztuki”. To był szok. Wśród znawców zapadło milczenie. Co niektórzy badacze pukali się w czoło. El Greco na prowincji? Dopiero komunikat PAP rozpętał piekło. Wśród historyków w Polsce i na świecie. W Kosowie pojawili się dziennikarze i eksperci. To na pewno nie El Greco – stwierdzili Jan Białostocki i Marek Rostworowski. Młode, niedoświadczone, nieprzemyślane tezy. Nie wytrzymał Jerzy Ludwik Kern i napisał dowcipny wierszyk: „Ruszyły biegiem zaraz w tamtą stronę/ specjalisty i inne uczone/ I wygłaszały opinie cenne/ każden odmienne/ Jeden, że ręka całkiem nietypowa/ drugi, że znowu nienajklawsza głowa/ trzeci, że głowa od bidy obleci/ całkiem jak dzieci.

Śledztwo

Skąd El Greco na Podlasiu? Obraz został namalowany najprawdopodobniej około 1580 r. w Toledo. Być może kupił go jakiś bogaty markiz. Być może sam markiz Pidal, namalowany przez genialnego Greka? Być może podczas napoleońskich wojen jakiś oficer napoleoński zostawił go na Podlasiu. Kto wie? Ponoć w latach dwudziestych obraz był w posiadaniu Piotra Bujalskiego, właściciela majątku w Tosie koło Kosowa. Gdyby właściciel zdawał sobie sprawę co ma, pewnie nie dopuściłby do licytacji majątku. Obrazem nie zainteresował się komornik. Co dalej stało się z obrazem? Zagadkowy obraz przewieziono do kurii biskupiej w Siedlcach. W 1974 r. władze kościelne zdecydowały się na zawodowe ekspertyzy. Izabela Galicka i Hanna Sygietyńska pojawiły się na kilka godzin w kurii, by zobaczyć obraz.

Lubelskie ślady

Wtedy jeden z księży przyniósł list od ks. kanonika Stanisława Szepietowskiego, który od 1946 r. był proboszczem w Szczebrzeszynie. W liście napisał, że na prośbę ówczesnego proboszcza (swego ciotecznego brata) ks. Franciszka Dąbrowskiego, który zapragnął mieć wizerunek swego imiennika – zakupił obraz św. Franciszka w warszawskim antykwariacie Michała Ryka przy ul. Brackiej. Obie panie do kanonika Szepietowskiego list napisały. Kanonik napisał, że obraz kupił nie on, ale jego cioteczny brat ks. Franciszek Dąbrowski, który był proboszczem w Kosowie Lackim – mówi Maria Dec-Kiełb z Kroniki Tygodnia, która do listu dotarła. Jak było naprawdę? Jest jeszcze ślad lubelski. Tym razem kazimierski. Kanonik Szepietowski bywał w Kazimierzu, mieszkał w klasztorze Reformatów, kolekcjonował obrazy. Tuż przed śmiercią w 1977 r. darował je Towarzystwu Przyjaciół Kazimierza. W tym obraz „Bernardyn próbujący wino w piwnicy”, kupiony razem z obrazem El Greca w antykwariacie Ryka. – Tego obrazu nie ma w kolekcji ks. Szepietowskiego, który był pierwszym prezesem Towarzystwa Przyjaciół Kazimierza. Jeśli to on kupił El Greca, to pewnie dziś uśmiecha się do nas z nieba. Razem ze św. Franciszkiem – mówi dr Waldemar Odorowski z Muzeum Nadwiślańskiego.

Całowały św. Franciszka

Wróćmy do El Greca. – Miałyśmy dużą fotografię obrazu w szafie. Codziennie, przez 7 lat od odkrycia w Kosowie, całowałyśmy św. Franciszka w rękę, prosząc, żeby obraz okazał się prawdziwy – wspomina Izabella Galicka. 13 stycznia 1974 r. do El Greczynek (tak je nazywano) przyszła wiadomość od konserwatorów, która obie panie o mało nie przyprawiła o zawał serca. Wynik badań był jednoznaczny. Pod warstwami przemalowań ukazał się grecka sygnatura: Domenikos Theotokop (ulos). Tak swoje obrazy podpisywał El Greco. Theotokop. Czyli Syn tego, co czci Matkę Boską. W mediach zawrzało, El Greczynki – których już nikt nie odważył się tak nazywać – triumfowały.

Kiedy stało się jasne, że w Siedlcach znajduje się El Greco, bezcenne płótno zniknęło w skarbcu kurii siedleckiej. Dlaczego? Do skarbu zaczęli przyznawać się „spadkobiercy”. A tabloidy pytały, czy słynny obraz jest jeszcze w Polsce? Czy czasem kuria nie sprzedała go za granicę? Dlaczego tak długo nie pokazywano „Ekstazy św. Franciszka”? Po pierwsze, odkrycie wyszło na jaw w czasach głębokiego komunizmu, kiedy z powodu bezwzględnej nacjonalizacji bezcenne płótna znikały z muzeów, dworów czy plebanii, by znaleźć się w salonach pierwszych sekretarzy. Po drugie – diecezja długo nie miała warunków, żeby pokazać obraz. Dopiero, kiedy sponsorzy (Totalizator Sportowy, Mostostal Siedlce) zdecydowali się pokryć ogromny koszt przystosowania budynku do ekspozycji tak cennego obrazu i najnowocześniejszych systemów zabezpieczeń, El Greco ujrzał światło dzienne. Niewidzialny obraz Dlaczego El Greco namalował św. Franciszka? Jego historią zachwycił się podczas pobytu w Asyżu i Wenecji. Zresztą namalował wiele obrazów ukazujących jego modlitwę, medytację, otrzymanie stygmatów, wreszcie ekstazę. Co zobaczycie na płótnie? Smukłą postać świętego. Spogląda w stronę niezwykłego światła spływającego z nieba. W załzawionych oczach odbija się ból ran i blask miłości do Boga. Zobaczycie czaszkę, symbol śmierci i przemijania. Oraz marności życia, które jest tylko mgnieniem. Ulotną chwilą wobec niezwykłej jasności i siły płynącej z nieba. Ale kiedy podejdziecie do El Greco po raz drugi i trzeci – być może dostrzeżecie niewidzialny obraz. Płomienie ognia szarpiące duszę. Krzyk wyrywający się do Boga. Żar modlitwy, który parzy. Nieziemskie uniesienie. Wzlot do Nieba po otrzymaniu stygmatów. A może nawet usłyszycie delikatny szum anielskich skrzydeł.

Waldemar Sulisz

Dodaj komentarz