Ego Hotel Alter

Non stop w czołówce peletonu. Najpierw szef Adam Piechaczek, teraz Karol Zając trzymają bardzo wysoki poziom restauracji Ego, mieszczącej się w hotelu Alter. Pięć gwiazdek.

Hotel Alter (Stary), historia budynku sięga XVI wieku, charakterystyczny balkon zachował się do dziś

To jedna z najciekawszych restauracji w Lublinie. Dwie sale w średniowiecznej kamienicy, perfekcyjnie wyremontowanej na potrzeby pięciogwiazdkowego hotelu, do którego niepotrzebnie przylgnęła łatka butikowego snobizmy i niebotycznych cen w restauracji. Jak to jest z cenami? Sałatka z grillowanym kurczakiem, dressing z zielonego chili, flambirowane pieczarki, pomidorki koktajlowe, ogórek, czarnuszka  – 28 zł. W takiej samej cenie zjemy sałatkę w BelEtage IBB Grand Hotel Lublinianka. Pikantna zupa rybna, krewetki, kalmary, kolendra – w Ego 22 zł, zupa Bouillabaisse w Grandzie kosztuje 37 zł. Stek z polędwicy wołowej w sosie z porto, z zielonego pieprzu lub Bearnaise do wyboru, z ziemniakami zawijanymi w boczku i grillowanymi warzywami w Grandzie kosztuje 85 zł, Stek z polędwicy wołowej, purée z ciecierzycy, sos demi glace, ragout warzywne, ziemniak w Alterze kosztuje 70 zł. Alter ma też piękny ogródek w kształcie arki (dach jak żagiel) = ale ów ogródek nie ma szczęścia do ludzi. Świeci pustkami. A szkoda.

Byliśmy w Alterze wiele razy. I za Adama Piechaczka, i za Karola Zająca. Najcenniejszą cechą kuchni w restauracji Ego jest szacunek dla świeżych, naturalnych produktów, ciekawość regionalnej kuchni, europejski poziom dań i obsługi, autorski dobór win. Zawsze intrygowały nas zupy, wspaniałe desery i drugie. Z perspektywy wielu wizyt najbardziej cenimy sobie Rybę z polecenia Szefa Kuchni. W karcie nie ma konkretnej nazwy ryby, to, co wyląduje na talerzu zależy od tego, jaką świeżą rybę w najlepszym gatunku da się kupić. Rybne dania zachowują jędrną strukturę mięsa, czysty smak, a składniki dania są tak dobrane, by można było ekscytować się połączeniami na talerzu. Dużo świeżych ziół, pędów, kwiatów sprawiają, że jedzenie jest wielką przyjemnością. Dania rybne mają lekkość i wdzięk. Szacunek. Doskonałe są polędwiczki z mięsa świnki rasy puławskiej, a stek jest królem steków w Lublinie. Soczysty, delikatny, miód na serce. Jest tylko jedno miejsce, gdzie królewski stek też wiedzie prym, to Old Pub i dzieło Doroty Otachel.

 

Do Ego zawitaliśmy przy okazji festiwalu Restaurant Week, menu ułożone przez Karola Zająca nakusiło nas bardzo. Na początek przystawki: Zupa krem z kukurydzy, grzanki maślane, oliwa ziołowa oraz w menu B – Ravioli z confit z kurczaka, oliwa truflowa, szpinak, szczypiorek, sos śmietanowy na białym winie.

Zupa z kukurydzy, dla miłośników Whisky i nie tylko

Ma zupa z kukurydzy – coś pięknego. Lubię dyniową z imbirem, marchewkową z kolendrą, ostatnio pasternak z gruszką, korzystając z okazji, że pasternak wrócił w chwale na polskie stoły. Kukurydziana miała esencjonalny, głęboki smak z całym bogactwem wonnych ziół i przypraw. Z każdą łyżką otwierały się zakątki i zaułki smaku. Gdzieś w tle, lub w moich marzeniach krążyły odcienie wędzonej whisky. Ach!

Ravioli w sosie

A ravioli? Kucharz skrył skarb w gęstym, pysznym sosie i nakrył całość świeżutkimi listkami szpinaku. Samo ravioli – bardzo wyważone, kurczak o pełnym smaku, szczypiorek z sosem ideał. To była istna uczta. Ale tego dnia nie to było dla mnie najważniejsze. Ważniejsze było to, że oto forma konceptu nawiązywała do receptur staropolskich mistrzów, którzy przyrządzali pierożki w potrawce.

Obcy pasażer wylądował. Kaszanka w panko

Drugie. M. wybrała: Kaszanka w panko, ogórek marynowany w curry i chili, musztarda, żel jabłkowy, sos wiśniowy. O daniu piszemy osobno – tu dla porządku: kaszanka zamknięta w kuli – delikatna, pełna dobroci, japońska panko – się z polskim daniem zgodziła. Dodatki mistrzowskie. Ogórek marynowany w curry – cud. Żel jabłkowy – mniam, sos wiśniowy – znów echa staropolskiej kuchni.

Pstrąg nad pstrągi

Na mym talerzu wylądował następujący zestaw: Pstrąg, kalafior w curry, sos beurre blanc, purée z marchewki, sól szczypiorkowa. Pstrąg był doskonały. Jak udało się kucharzowi zachować delikatne, zwiewne mięso z mocno chrupiącą skórką – nie wiem. Czary. Sól szczypiorkowa dodała rybie urody. Klasyczny sos maślany z Doliny Loary, aromatyzowany białym winem – zachwycał. Kalafior pasował mi tu mniej, ale. Akcenty marchewki dały orientalny klimat. Doskonała ryba.

Ekler, czekolada, sorbet, mniam

Deserowo było na szczycie. Ekler, krem czekoladowy, sorbet z czarnej porzeczki emanował rozkoszą. Czekolada i porzeczka – orzeźwiająco. Sam ekler, wypieczony przez szefa – poetycki. Ale by się Józef Czechowicz nim radował.

Szczyt słodyczy, lody kukurydziane, słony karmel, prażona kukurydza

Ja wybrałem: Lody kukurydziane, słony karmel, prażona kukurydza. Co za cudowny pakiet. Kucharze z Ego mają zakręcone na punkcie ekscentrycznych lodów. Do dziś nie mogę zapomnieć, jak szef Adam Piechaczek szalał z lodami pietruszkowymi, albo o smaku pieczonego boczku. Kukurydziane były cudownym zamknięciem uczty, szlachetnie nawiązywały do jej początku. Czyli zupy krem z kukurydzy. To by było na tyle tego dobrego.

Zamiast podsumowania. Doskonała restauracja. Zafascynowanie kuchnią Jeana Bosa – jak najbardziej na miejscu. Talent Karola Zająca wielki, odwaga też, siła poszukiwań także wielka. Sale przepiękne, drzewko oliwkowe na parapecie wydało oliwki. Porcelana i sztućce wielkiej urody. Obsługa – dyskretnie, szlachetnie, kompetentnie.

*****

Waldemar Sulisz, fot. Małgorzata Sulisz

 

1 komentarz do wpisu “Ego Hotel Alter”

  1. Bardzo trafnie ujęte. Tego menu jeszcze nie próbowałem, ale po poprzednich doświadczeniach i tej recenzji wierzę, że będzie przepysznie. Przybywam niebawem!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz